Nie dla halloween

HALLOWEEN? nie, dziękuję.

W Kościele katolickim 1 listopada obchodzimy uroczystość Wszystkich Świętych. Tego dnia dziękujemy Bogu za dar świętości. Niekiedy uroczystość tę błędnie utożsamia się z Dniem Zadusznym, przypadającym 2 listopada, kiedy wspomina się wszystkich wiernych zmarłych. Kościół stara się wówczas otoczyć modlitwą i wspomóc zmarłych cierpiących w czyśćcu, oczekujących na udział w społeczności zbawionych.

Naszą polską tradycją jest, że odwiedzamy groby bliskich, modlimy się za ich dusze. Zewnętrznym wyrazem tego są znicze zapalane na grobach, kwiaty, wieńce. Z przykrością jednak należy stwierdzić, że do Polski zaczynają przenikać elementy kultury amerykańskiej z ich „świętem” Halloween. To „święto” kojarzy się z obrazem duchów, szkieletów, czarownic oraz tłumami dzieci, które w przebraniach wampirów, duchów, czarownic i diabłów odwiedzają domy, zbierając cukierki i jabłka. Tak bawią się amerykańskie dzieci, starsi zaś szukają nawiedzonych domów lub oglądają horrory. Jeszcze inni o północy odwiedzają cmentarze, uczestniczą w seansach spirytystycznych.

Dla większości osób Halloween jest okazją do zabawy. Na tej zabawie zarabiają krocie producenci kostiumów halloweenowych (ich dochód roczny dochodzi do pół miliarda dolarów), plantatorzy dyń1, producenci i dystrybutorzy horrorów.

Co się jednak kryje za tą pozornie niewinną zabawą, której podstawowymi symbolami są śmierć, krew, duchy i okultyzm?

Zacznijmy od historii i prześledźmy korzenie owej rzekomo wesołej zabawy. Otóż, Halloween pochodzi z okresu poprzedzającego chrześcijaństwo i jego początki sięgają ok. 2000 lat przed narodzeniem Chrystusa. Wywodzi się z praktyk Druidów, którzy u starożytnych Celtów pełnili funkcje kapłanów, wróżbitów, sędziów, nauczycieli. Największym świętem Celtów było święto na cześć ich boga Samhaina, pana zmarłych. Obchodzono je w noc z 31 października na 1 listopada. Ludy celtyckie tę noc traktowały w sposób szczególny. Wieczorem kończyło się bowiem lato i stary rok, a o świcie zaczynała zima i nowy rok. Wierzono, że tego wieczoru duchy zmarłych powracają do swoich byłych domów, by odwiedzić żyjących. Żyjący zaś musieli przygotować na ten dzień jedzenie dla złych duchów. Jeśliby tego nie zrobili, mogły przydarzyć im się wszelakiego rodzaju straszne rzeczy, ponieważ złe duchy miały płatać figle żywym.

Tradycja ta zaczęła zanikać pod wpływem chrześcijaństwa. Aby przeciwstawić się pogańskim wpływom świętowania śmierci, Kościół w roku 835 przeniósł uroczystość Wszystkich Świętych z okresu wielkanocnego na 1 listopada. Termin Halloween powstał ze skrótu dwóch nazw – „All Hallow Day” (Dzień Wszystkich Świętych) i „All Hallow Evening” (Wieczór Wszystkich Świętych).

W czasach nam współczesnych pogańska tradycja Celtów zaczyna się odradzać, m.in. pod postacią rzekomo wesołego „święta” Halloween, które jest szeroko nagłaśniane przez media. Jest to tym bardziej niebezpieczne, iż tradycja ta została przejęta przez satanistów, którzy Noc Halloween (z 31.X na 1.XI) uważają za swoje święto, wierząc, iż jest to czas, kiedy szatan ma szczególną moc. Jest to więc noc tzw. „czarnych mszy”, orgii seksualnych, związanych ze składaniem ofiar nie tylko ze zwierząt, ale i z ludzi. Policja amerykańska zauważyła np., że w tym czasie wzrasta groźba zaginięcia zarówno zwierząt, jak i małych dzieci.

Tę tragiczną prawdę potwierdzają wypowiedzi byłych satanistów, naocznych świadków zdarzeń. Jeden z nich, Glenn Hobbs, zapytany o Halloween odpowiedział, iż święto to kojarzy mu się z zabijaniem dzieci. Robią to ci, którzy nie traktują Halloween jako zabawy, ale uważają ten dzień za datę ceremonii, podczas których odbiera się życie niewinnym ofiarom. To czas, gdy pod osłoną nocy w sekretnych miejscach składa się w ofierze diabłu niemowlęta. Dzieje się to w tym samym czasie, gdy inne dzieci w przebraniach duchów, czarownic, diabłów krążą radośnie od domu do domu zbierając słodycze i owoce.2 Sataniści traktują więc zabawę w czasie Halloween jako zasłonę dymną. Jako chrześcijanie powinniśmy się przeciwstawiać odradzaniu pogańskich obyczajów, które w danym przepadku zamazują chrześcijańską głębię uroczystości Wszystkich Świętych.

Opoka, Halloween

19 października bł. ks. Jerzego

19 października przypada liturgiczne wspomnienie bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Musi być na nowo odczytany, zwłaszcza teraz kiedy na salony wchodzą oprawcy Błogosławionego. Ci, którzy przyłożyli rękę i słowo (będąc rzecznikami prasowymi w PRL) do śmierci ks. Popiełuszki, dziś dochodzą do głosu tworząc i kierując różnymi ruchami. Warto spojrzeć na to co mówił i czym żył bł. ks. Jerzy. On tak naprawdę zwyciężył.

Niezłomna postawa życiowa ks. Jerzego Popiełuszki oraz jego nauczanie. To było powodem, że komunistyczna bezpieka zamordowała kapelana „Solidarności”.

Zasadnicze przesłanie ks. Jerzego znajduje się w jego 26 kazaniach, wygłoszonych podczas Mszy św. za Ojczyznę, które były odprawiane w żoliborskim kościele pw. św. Stanisława Kostki w ostatnią niedzielę każdego miesiąca. Po raz pierwszy celebrował tę Mszę 28 lutego 1982 r., a więc w trzecim miesiącu obowiązywania stanu wojennego. Solidarnościowa opozycja była wówczas w większości internowana, a ci, których władza nie uwięziła, ukrywali się.

Manifestacje przeciwników junty Wojciecha Jaruzelskiego były brutalnie tłumione, a ich uczestnicy aresztowani. Rygory stanu wojennego dławiły wszelką niezależną działalność. Ten kontekst ma zasadnicze znaczenie dla zrozumienia fenomenu ks. Popiełuszki i jego Mszy za Ojczyznę. Bo oto Kościół ze swoją liturgią stał się w praktyce jedyną przestrzenią publiczną, której władza nie była w stanie kontrolować. Kazania ks. Jerzego stanowiły ewangeliczną odpowiedź na rzeczywistość stanu wojennego, na zło, którego doświadczali Polacy ze strony ówczesnych władz. Ks. Jerzy tłumaczył, na czym polegają podstawowe dla przetrwania narodu pojęcia, jak solidarność czy wolność, i jak je w sytuacji zniewolenia realizować. Tłumy, jakie przychodziły na Msze za Ojczyznę, pokazują, jak bardzo jego słowa były narodowi potrzebne.

Po stronie prawdy
„Kościół zawsze staje po stronie prawdy. Kościół zawsze staje po stronie ludzi pokrzywdzonych. Dzisiaj Kościół staje po stronie tych, którym odebrano wolność, którym łamie się sumienie. Kościół staje dziś po stronie robotniczej »Solidarności«”. Te słowa, rozpoczynające pierwsze kazanie ks. Jerzego, niejako definiują istotę jego posługi jako kapłana, którego obowiązkiem jest być z ludźmi pokrzywdzonymi, którym odebrano wolność. Dla ks. Popiełuszki to stanięcie po stronie prawdy i ludzi oznaczało m.in. głoszenie ka-zań, w których o tę wolność się upominał. I otwarcie to robił. W czasie pierwszej celebrowanej przez siebie Mszy za Ojczyznę cytował stanowisko Rady Głównej Episkopatu z 15 grudnia 1981 r., w którym biskupi domagali się uwolnienia internowanych oraz przywrócenia swobodnego działania związkowi „Solidarność”. Podkreślał też za prymasem Wyszyńskim, że żądanie przez władze od pracowników deklaracji o wystąpieniu z „Solidarności”, pod groźbą zwolnienia z pracy, jest nieetyczne.

Solidarność to nadzieja
Jednym z głównych wątków jego kazań była „Solidarność”. Nieustannie upominał się o jej przywrócenie. Ten wielki ruch traktował jako patriotyczny zryw o wolność narodu. Dlatego też w czasie Mszy św. w 2. rocznicę powstania wolnych związków, 29 sierpnia 1982 r., tłumaczył: „Nie można uśmiercić nadziei. A »Solidarność« była i jest nadzieją milionów Polaków, nadzieją tym silniejszą, im bardziej jest ona zespolona z Bogiem przez modlitwę”.

Istotę „Solidarności” tłumaczył rok później. Wskazywał, że ruch ten był wołaniem o „poszanowanie ludzkiej godności”, a jednocześnie dostrzeżeniem drugiego człowieka i jego problemów, braterską troską o potrzebujących i „obowiązkiem likwidowania zła i mechanizmów jego działania”. W kwietniu 1983 r. przypominał, że „Solidarność” była wielkim zrywem ludzi pracy, domagających się sprawiedliwości i szacunku, który przerodził się w dążenie narodu do podmiotowości także w wymiarze politycznym. „Solidarność” to nie było nic innego jak wielki krzyk ludzi pracy o sprawiedliwość, o większą świadomość, że pracujemy u siebie i dla siebie, wielkie wołanie o szacunek dla człowieka pracy. Nastąpił wtedy w ojczyźnie naszej wielki proces budzenia się świadomości, że chcemy być odpowiedzialni za naród i jego losy, za życie i współżycie społeczne; a nawet za charakter sprawowania władzy, która ma być służbą, a nie przemocą” – tłumaczył. A w czasie ostatniej Mszy za Ojczyznę, którą celebrował przed śmiercią, 26 sierpnia 1984 r., powiedział: „»Solidarność« to nadzieja na zaspokojenie głodów ludzkiego serca, głodu miłości, sprawiedliwości i prawdy”.

Wolność w prawdzie
Dla ks. Jerzego drogą do wolności było życie w prawdzie, które prowadzi do wolności duchowej, a ta do wolności zewnętrznej. Ta koncepcja wolności jest warta podkreślenia, gdyż krytycy ks. Jerzego zarzucali mu, że jego homilie mają charakter polityczny, tymczasem odniesienia do sfery publicznej były w jego homiliach zawsze konsekwencją drogi duchowej, na jaką wskazywał. Kapelan „Solidarności” przypominał, że wolność pochodzi od Boga. „Wolność jest rzeczywistością, którą Bóg wszczepił w człowieka, stwarzając go na swój obraz i podobieństwo” – mówił w styczniu 1983 r. A w październiku 1982 r. tłumaczył:

„Aby pozostać człowiekiem wolnym duchowo, trzeba żyć w prawdzie. Życie w prawdzie to dawanie prawdzie świadectwa na zewnątrz, to przyznanie się do niej i upominanie się o nią w każdej sytuacji”. I wskazywał, że człowiek dający świadectwo prawdzie jest zawsze wolny, nawet w warunkach zewnętrznego zniewolenia. Dla ks. Popiełuszki wolność oznaczała możliwość kochania, zarówno w wymiarze międzyludzkim, jak i społecznym, a nawet międzynarodowym. „Gdzie nie ma wolności, tam nie ma miłości, nie ma przyjaźni, zarówno między członkami rodziny, jak i w społeczności narodowej czy też między narodami” – tłumaczył we wrześniu 1982 r.

Praca z Bogiem
Większość homilii ks. Jerzego była zwięzła, zawierała przemyślenia na dany temat, często poparte cytatami z Jana Pawła II, prymasa Wyszyńskiego czy filozofów, nierzadko cytował też poezję. Uwagę zwraca kazanie z 24 kwietnia 1983 r., będące szerszym studium na temat pracy. Kapłan zastanawia się, dlaczego praca w Polsce często jest dla człowieka udręczeniem, a kraj tonie w długach? Jako przyczynę podaje pięć powodów. Przede wszystkim brak pierwiastka nadprzyrodzonego w życiu zawodowym, bowiem „Bóg, modlitwa i praca w połączeniu ze sobą pomagają dopiero człowiekowi widzieć sens jego życia i trudu”. Następnie wskazywał na niesprawiedliwość i zakłamanie w stosunkach pracy, gdy „wysiłek, praca wymagają wewnętrznego ładu, zdrowych zasad moralnych, a nawet bodźców i motywów religijnych, aby dobrze służyły człowiekowi”. Dalej był brak wolności, a także poszanowania ludzkiej godności oraz miłości, bez której „trudno będzie wyciągnąć kraj z wszelkiego rodzaju kryzysów”.

Zło dobrem zwyciężaj
Oskarżany przez władze o mieszanie się do polityki i sianie nienawiści ks. Jerzy kierował się przesłaniem św. Pawła: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,21). Te słowa stały się mottem jego kapłańskiej posługi, aż do męczeńskiej śmierci. W kazaniach nawoływał do nieużywania przemocy. „Nie walcz przemocą. Przemoc nie jest oznaką siły, lecz słabości. Komu nie udało się zwyciężyć sercem lub rozumem, usiłuje zwyciężyć przemocą. Każdy przejaw przemocy dowodzi moralnej niższości” – tłumaczył w grudniu 1982 r. A w ostatnim kazaniu, wygłoszonym w dniu śmierci, 19 października w Bydgoszczy, mówił: „Tylko ten może zwyciężać zło, kto sam jest bogaty w dobro, kto dba o rozwój i ubogacanie siebie tymi wartościami, które stanowią o ludzkiej godności dziecka Bożego. Aby zło dobrem zwyciężać i zachować godność człowieka, nie wolno walczyć przemocą”.

Myśli bardzo aktualne
* „Nie można mówić o wspólnym budowaniu domu ojczystego, kiedy nie są szanowane ludzkie prawa i poniżana jest ludzka godność”. 29 sierpnia 1982 r.
* „Planowana ateizacja, walka z Bogiem i tym, co Boże, jest jednocześnie walką z wielkością i godnością człowieka, bo wielki jest człowiek dlatego, że nosi w sobie godność dziecka Bożego”. 28 września 1982 r.
* „Prawda jest niezmienna. Prawdy nie da się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą”. 31 października 1982 r.
* „Nieszanowanie prawa wolności, zwłaszcza wolności sumienia i przekonań, jest występowaniem przeciwko samemu Stwórcy”. 28 sierpnia 1983 r.
* „Kultura narodu to również moralność. Naród chrześcijański musi kierować się sprawdzoną przez wieki moralnością chrześcijańską. Narodowi chrześcijańskiemu nie jest potrzebna
tak zwana moralność laicka”. 25 września 1983 r.
* „Zachowanie godności to życie zgodne z sumieniem. To budzenie i kształtowanie w sobie sumienia prawego. To dbanie o sumienie narodowe. Bo wiemy, że gdy sumienie narodowe zawodziło, dochodziło do wielkich nieszczęść w naszej historii”. 29 stycznia 1984 r.
* „W dużej mierze sami jesteśmy winni naszemu zniewoleniu, gdy ze strachu albo dla wygodnictwa akceptujemy zło, a nawet głosujemy na mechanizm jego działania”. 27 maja 1984 r.
* „Naród polski nie nosi w sobie nienawiści i dlatego zdolny jest wiele przebaczyć, ale tylko za cenę powrotu do prawdy”. 26 sierpnia 1984 r.

Cytaty z: Ks. Jerzy Popiełuszko, Kazania 1982–1984. Wydawnictwo Archidiecezji Warszawskiej, Warszawa 1998.

A było tak pięknie

WARSZAWA 11.06.1999 Jan Paweł II, Przemówienie w Parlamencie

Panie Prezydencie,
Panie Marszałku Sejmu, Pani Marszałek Senatu,

Panie Premierze,
Przedstawiciele Władzy Sądowniczej,
Członkowie Korpusu Dyplomatycznego,
Przedstawiciele Kościołów i Wspólnot wyznaniowych w Polsce,
Panie i Panowie, Posłowie i Senatorowie,

1. Proszę przyjąć ode mnie słowa serdecznego pozdrowienia i zarazem podziękowania za zaproszenie. Pozdrawiam również cały Naród polski, wszystkich moich drogich Rodaków.

Dwadzieścia lat temu, podczas mojej pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny, razem z rzeszami zgromadzonymi w modlitewnej wspólnocie na placu Zwycięstwa, przywoływałem Ducha Świętego błagając: «Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej Ziemi!» (2.06.1979). Prosząc ufnie o tę odnowę, nie wiedzieliśmy wtedy jeszcze, jaki kształt przyjmą polskie przemiany. Dzisiaj już wiemy, jak głęboko sięgnęło działanie Bożej mocy, która wyzwala, leczy i oczyszcza. Możemy być wdzięczni Opatrzności Bożej za to wszystko, co udało się nam osiągnąć dzięki szczeremu otwarciu serc na łaskę Ducha Pocieszyciela. Składam dzięki Panu historii za obecny kształt polskich przemian, za świadectwo godności i duchowej niezłomności tych wszystkich, których w tamtych trudnych dniach jednoczyła ta sama troska o prawa człowieka, ta sama świadomość, iż można życie w naszej Ojczyźnie uczynić lepszym, bardziej ludzkim. Jednoczyło ich głębokie przekonanie o godności każdej osoby ludzkiej, stworzonej na obraz i podobieństwo Boga i odkupionej przez Chrystusa. Dzisiaj zostało wam powierzone tamto dziedzictwo odważnych i ambitnych wysiłków podejmowanych w imię najwyższego dobra Rzeczypospolitej. Od was zależy, jaki konkretny kształt przybierać będzie w Polsce wolność i demokracja.

2. Spotkanie to posiada wieloraką wymowę symboliczną. Po raz pierwszy Papież przemawia do połączonych izb polskiego Parlamentu, w obecności władzy wykonawczej i władzy sądowniczej, przy udziale korpusu dyplomatycznego. Trudno w tej chwili nie wspomnieć o długiej, sięgającej XV wieku historii polskiego Sejmu czy o chlubnym świadectwie ustawodawczej mądrości naszych przodków, jakim była Konstytucja 3 Maja z 1791 roku. Dziś, w tym miejscu, w sposób szczególny uświadamiamy sobie zasadniczą rolę, jaką w demokratycznym państwie spełnia sprawiedliwy porządek prawny, którego fundamentem zawsze i wszędzie winien być człowiek i pełna prawda o człowieku, jego niezbywalne prawa i prawa całej wspólnoty, której na imię naród.

Wiem, że po długich latach braku pełnej suwerenności państwa i autentycznego życia publicznego, nie jest rzeczą łatwą tworzenie nowego, demokratycznego ładu i porządku instytucjonalnego. Dlatego na samym wstępie pragnę wyrazić radość ze spotkania właśnie tutaj, w miejscu, gdzie poprzez stanowienie prawa budowane są trwałe podwaliny funkcjonowania demokratycznego państwa i suwerennego w nim społeczeństwa. Chciałbym też życzyć Sejmowi i Senatowi, aby w centrum ich wysiłków ustawodawczych zawsze znajdował się człowiek i jego rzeczywiste dobro, zgodnie z klasyczną formułą: Hominum causa omne ius constitutum est. W tegorocznym «Orędziu na Światowy Dzień Pokoju» napisałem: «gdy troska o ochronę godności człowieka jest zasadą wiodącą, z której czerpiemy inspirację, i gdy wspólne dobro stanowi najważniejszy cel dążeń, zostają położone mocne i trwałe fundamenty pod budowę pokoju. Kiedy natomiast prawa człowieka są lekceważone lub deptane i gdy wbrew zasadom sprawiedliwości interesy partykularne stawia się wyżej niż dobro wspólne, wówczas zasiane zostaje ziarno nieuchronnej destabilizacji, buntu i przemocy» (n.1). Mówi o tym również bardzo wyraźnie Konkordat między Stolicą Apostolską i Rzecząpospolitą Polską w preambule: «fundamentem rozwoju wolnego i demokratycznego społeczeństwa jest poszanowanie godności osoby ludzkiej i jej praw».

Kościół w Polsce, który na przestrzeni całego powojennego okresu panowania totalitarnego systemu wielokrotnie stawał w obronie praw człowieka i praw narodu, także i teraz, w warunkach demokracji, pragnie sprzyjać budowaniu życia społecznego, w tym również regulującego je porządku prawnego, na mocnych podstawach etycznych. Temu celowi służy przede wszystkim wychowywanie do odpowiedzialnego korzystania z wolności zarówno w jej wymiarze indywidualnym, jak społecznym, a także – jeśli zachodzi taka potrzeba – przestrzeganie przed zagrożeniami, jakie mogą wynikać z redukcyjnych wizji istoty i powołania człowieka i jego godności. Należy to do ewangelicznej misji Kościoła, który w ten sposób wnosi swój specyficzny wkład w dzieło ochrony demokracji u samych jej źródeł.

3. Miejsce, w którym się znajdujemy, skłania do głębokiej refleksji nad odpowiedzialnym korzystaniem w życiu publicznym z daru odzyskanej wolności oraz nad potrzebą współpracy na rzecz dobra wspólnego.

Niech nam w tej refleksji pomoże przywołanie na pamięć jakże licznych w ciągu ostatnich dwu stuleci heroicznych świadectw polskiego dążenia ku własnemu suwerennemu państwu, które dla wielu pokoleń naszych Rodaków istniało jedynie w marzeniach, w przekazach rodzinnych, w modlitwie. Mam tu na myśli przede wszystkim czasy rozbiorów i związaną z nimi walkę o odzyskanie utraconej Polski, wykreślonej z mapy Europy. Brak tej podstawowej struktury politycznej kształtującej rzeczywistość społeczną był zwłaszcza podczas ostatniej wojny światowej tak dotkliwy, że w warunkach śmiertelnego zagrożenia samego biologicznego istnienia narodu, doprowadził do powstania Polskiego Państwa Podziemnego, które nie miało analogii w całej okupowanej Europie.

Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że to dzisiejsze spotkanie w Parlamencie byłoby niemożliwe bez zdecydowanego sprzeciwu polskich robotników na Wybrzeżu w pamiętnym Sierpniu 1980 roku. Nie byłoby możliwe bez «Solidarności», która wybrała drogę pokojowej walki o prawa człowieka i całego narodu. Wybrała także zasadę, jakże powszechnie wtedy akceptowaną, że «nie ma wolności bez solidarności»: solidarności z drugim człowiekiem, solidarności przekraczającej różnego rodzaju bariery klasowe, światopoglądowe, kulturowe, a nawet geograficzne, czego świadectwem była pamięć o losie naszych wschodnich sąsiadów.

Konsekwencją wyboru takich właśnie pokojowych metod walki o społeczeństwo wolnych obywateli i o demokratyczne państwo, były – mimo cierpień, ofiar i upokorzeń stanu wojennego i lat następnych – wydarzenia roku 1989, które zapoczątkowały wielkie zmiany polityczne i społeczne w Polsce i Europie.

O tych wydarzeniach nie wolno nam zapomnieć. Przyniosły one nie tylko upragnioną wolność, ale w sposób decydujący przyczyniły się do upadku murów, które przez niemal półwiecze oddzielały od wolnego świata społeczeństwa i narody naszej części kontynentu. Te historyczne przemiany zapisały się w dziejach współczesnych jako przykład i nauka, że w dążeniu ku wielkim celom życia zbiorowego «człowiek krocząc swym historycznym szlakiem, może wybrać drogę najwyższych aspiracji ludzkiego ducha» (Przemówienie w siedzibie ONZ, 5.10.1995). Może i powinien przede wszystkim wybrać postawę miłości, braterstwa i solidarności, postawę szacunku dla godności człowieka, a więc te wartości, które wtedy zadecydowały o zwycięstwie.

4. Pamięć o moralnych przesłaniach «Solidarności», a także o naszych, jakże często tragicznych doświadczeniach historycznych, winna dziś oddziaływać w większym stopniu na jakość polskiego życia zbiorowego, na styl uprawiania polityki czy jakiejkolwiek działalności publicznej, zwłaszcza takiej, która jest sprawowana na mocy społecznego wyboru i zaufania.

Służba narodowi musi być zawsze ukierunkowana na dobro wspólne, które zabezpiecza dobro każdego obywatela. Sobór Watykański II wypowiada się na ten temat bardzo jasno: «Wspólnota polityczna istnieje (…) dla dobra wspólnego, w którym znajduje ona pełne uzasadnienie i sens i z którego bierze swoje pierwotne i sobie właściwe prawo. Dobro zaś wspólne obejmuje sumę tych warunków życia społecznego, dzięki którym jednostki, rodziny i zrzeszenia mogą pełniej i łatwiej osiągnąć swoją własną doskonałość. (…) Porządek zatem społeczny i jego rozwój winien być nastawiony nieustannie na dobro osób, ponieważ od ich porządku winien być uzależniony porządek rzeczy, a nie na odwrót. (…) Porządek ów stale trzeba rozwijać, opierać na prawdzie, budować w sprawiedliwości, ożywiać miłością; w wolności zaś powinno się odnajdywać coraz pełniej ludzką równowagę» (Gaudium et spes, 74. 26).

W polskiej tradycji nie brakuje wzorców życia poświęconego całkowicie dobru wspólnemu naszego narodu. Te przykłady odwagi i pokory, wierności ideałom i poświęcenia wyzwalały najpiękniejsze uczucia i postawy u wielu Rodaków, którzy bezinteresownie i z poświęceniem ratowali Ojczyznę, gdy była ona poddawana najcięższym próbom.

Jest oczywiste, że troska o dobro wspólne winna być realizowana przez wszystkich obywateli i winna przejawiać się we wszystkich sektorach życia społecznego. W szczególny jednak sposób ta troska o dobro wspólne jest wymagana w dziedzinie polityki. Mam tu na myśli tych, którzy oddają się całkowicie działalności politycznej, jak i poszczególnych obywateli. Wykonywanie władzy politycznej czy to we wspólnocie, czy to w instytucjach reprezentujących państwo powinno być ofiarną służbą człowiekowi i społeczeństwu, nie zaś szukaniem własnych, czy grupowych korzyści z pominięciem dobra wspólnego całego narodu.

Jakże nie przypomnieć w tym miejscu «Kazań Sejmowych» królewskiego kaznodziei, księdza Piotra Skargi i jego żarliwego wezwania skierowanego do senatorów i posłów I Rzeczypospolitej: «Miejcie wspaniałe i szerokie serce. (…) Nie cieśnijcie ani kurczcie miłości w swoich domach i pojedynkowych pożytkach, nie zamykajcie jej w komorach i skarbnicach swoich! Niech się na lud wszytek z was, gór wysokich, jako rzeka w równe pola wylewa! (…) Kto ojczyźnie swej służy, sam sobie służy; bo w niej jego wszystko się dobre (…) zamyka» (Kazanie drugie, O miłości ku Ojczyźnie).

Takiej postawy, przenikniętej duchem służby wspólnemu dobru, Kościół oczekuje przede wszystkim od katolików świeckich. «Nie mogą oni rezygnować z udziału „w polityce”, czyli w różnego rodzaju działalności gospodarczej, społecznej i prawodawczej, która w sposób organiczny służy wzrastaniu wspólnego dobra» (Christifideles laici, 42). Wraz ze wszystkimi ludźmi mają przepajać duchem Ewangelii rzeczywistości ludzkie, wnosząc w ten sposób swój specyficzny wkład w pomnażanie dobra wspólnego. Jest to ich obowiązek sumienia wynikający z chrześcijańskiego powołania.

5. Wyzwania stojące przed demokratycznym państwem domagają się solidarnej współpracy wszystkich ludzi dobrej woli – niezależnie od opcji politycznej czy światopoglądu, którzy pragną razem tworzyć wspólne dobro Ojczyzny. Szanując właściwą życiu wspólnoty politycznej autonomię, trzeba pamiętać jednocześnie o tym, że nie może być ona rozumiana jako niezależność od zasad etycznych. Także państwa pluralistyczne nie mogą rezygnować z norm etycznych w życiu publicznym. «Po upadku w wielu krajach ideologii, jak napisałem w Encyklice Veritatis splendor, które wiązały politykę z totalitarną wizją świata – przede wszystkim marksizmu – pojawia się dzisiaj nie mniej poważna groźba zanegowania podstawowych praw osoby ludzkiej i ponownego wchłonięcia przez politykę nawet potrzeb religijnych, zakorzenionych w sercu każdej ludzkiej istoty: jest to groźba sprzymierzenia się demokracji z relatywizmem etycznym, który pozbawia życie społeczności cywilnej trwałego moralnego punktu odniesienia, odbierając mu, w sposób radykalny, zdolność rozpoznawania prawdy. Jeśli bowiem „nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”» (n. 101).

Dzieląc radość z pozytywnych przemian dokonujących się w Polsce na naszych oczach, winniśmy sobie również uświadomić, że w wolnym społeczeństwie muszą istnieć wartości zabezpieczające najwyższe dobro całego człowieka. Wszelkie przemiany ekonomiczne mają służyć kształtowaniu świata bardziej ludzkiego i sprawiedliwego. Chciałbym życzyć polskim politykom i wszystkim osobom zaangażowanym w życiu publicznym, by nie szczędzili sił w budowaniu takiego państwa, które otacza szczególną troską rodzinę, życie ludzkie, wychowanie młodego pokolenia, respektuje prawo do pracy, widzi istotne sprawy całego narodu i jest wrażliwe na potrzeby konkretnego człowieka, szczególnie ubogiego i słabego.

6. Wydarzenia w Polsce sprzed dziesięciu lat stworzyły historyczną szansę, by kontynent europejski, porzuciwszy ostatecznie ideologiczne bariery, odnalazł drogę ku jedności. Mówiłem o tym wielokrotnie, rozwijając metaforę «dwóch płuc», którymi winna oddychać Europa zespalając w sobie tradycje Wschodu i Zachodu. Zamiast jednak oczekiwanej wspólnoty ducha dostrzegamy nowe podziały i konflikty. Sytuacja ta niesie dla polityków, dla ludzi nauki i kultury i dla wszystkich chrześcijan pilną potrzebę nowych działań służących integracji Europy.

Pielgrzymując po ścieżkach czasu, Kościół właśnie z naszym kontynentem związał swą misję tak ściśle, jak z żadnym innym. Duchowe oblicze Europy kształtowało się dzięki wysiłkowi wielkich misjonarzy i dzięki świadectwu męczenników. Kształtowano je w świątyniach wznoszonych z wielkim poświęceniem i w ośrodkach życia kontemplacyjnego, w humanistycznym przesłaniu uniwersytetów. Kościół powołany do troski o duchowy wzrost człowieka jako istoty społecznej, wnosił w europejską kulturę jednolity zbiór wartości. Zawsze trwał w przekonaniu, «że autentyczna polityka kulturalna powinna ujmować człowieka w jego całości, to znaczy we wszystkich jego wymiarach osobowych – bez pomijania wymiaru etycznego i religijnego» (Orędzie na Światową Konferencję UNESCO poświęconą polityce kulturalnej, 24.07.1982). Jakże uboga pozostałaby kultura europejska, gdyby zabrakło w niej chrześcijańskiej inspiracji!

Dlatego Kościół przestrzega przed redukowaniem wizji zjednoczonej Europy wyłącznie do jej aspektów ekonomicznych, politycznych i przed bezkrytycznym stosunkiem do konsumpcyjnego modelu życia. Nową jedność Europy, jeżeli chcemy, by była ona trwała, winniśmy budować na tych duchowych wartościach, które ją kiedyś kształtowały, z uwzględnieniem bogactwa i różnorodności kultur i tradycji poszczególnych narodów. Ma to być bowiem wielka Europejska Wspólnota Ducha. Również w tym miejscu ponawiam mój apel, skierowany do Starego Kontynentu: «Europo, otwórz drzwi Chrystusowi!»

7. Przy okazji dzisiejszego spotkania pragnę jeszcze raz wyrazić moje uznanie dla podejmowanych konsekwentnie i solidarnie wysiłków, których celem, od chwili odzyskania suwerenności, jest poszukiwanie i utrwalanie należnego i bezpiecznego miejsca Polski w jednoczącej się Europie i świecie.

Polska ma pełne prawo, aby uczestniczyć w ogólnym procesie postępu i rozwoju świata, zwłaszcza Europy. Integracja Polski z Unią Europejską jest od samego początku wspierana przez Stolicę Apostolską. Doświadczenie dziejowe, jakie posiada Naród polski, jego bogactwo duchowe i kulturowe mogą skutecznie przyczynić się do ogólnego dobra całej rodziny ludzkiej, zwłaszcza do umocnienia pokoju  bezpieczeństwa w Europie.

8. Przypadająca w tym roku sześćdziesiąta rocznica wybuchu drugiej wojny światowej i dziesiąta rocznica wydarzeń, o których wspominaliśmy, winna stać się okazją dla wszystkich Polaków do refleksji nad darem wolności «danej» i jednocześnie «zadanej». Wolności wymagającej nieustannego wysiłku w jej umacnianiu i odpowiedzialnym przeżywaniu. Niech wspaniałe świadectwa miłości Ojczyzny, bezinteresowności i heroizmu, jakich mamy wiele w naszej historii, będą wyzwaniem do zbiorowego poświęcenia wielkim narodowym celom, gdyż «najwspanialszym wypełnieniem wolności jest miłość, która urzeczywistnia się w oddaniu i służbie» (Redemptor hominis, 21).

Wszystkim tu obecnym i wszystkim moim Rodakom życzę, aby próg trzeciego tysiąclecia przekroczyli z nadzieją i ufnością, z wolą wspólnego budowania cywilizacji miłości, która opiera się na uniwersalnych wartościach pokoju, solidarności, sprawiedliwości i wolności.

Niech Duch Święty nieustannie wspiera wielki proces przemian, służący odnowie oblicza ziemi. Tej naszej wspólnej Ziemi

Kilka promieni prawdy

Różnorodność, czy nawet spór zawsze był obecny w Kościele – mówi w rozmowie z KAI abp Stanisław Budzik, sekretarz generalny Episkopatu.

„Nie dajmy się podzielić i nie zatraćmy możliwości dialogu. Jeśli ekumenizm jest ważnym zadaniem Kościoła, to tym bardziej winien to być „ekumenizm” wewnątrzkościelny” – wyjaśnia.

KAI: Przez cztery lata był Ksiądz Arcybiskup sekretarzem generalnym Konferencji Episkopatu. Jak to można podsumować?

– Było to najciekawsze doświadczenie mojego dotychczasowego życia. Sekretariat Episkopatu to doskonały punkt obserwacyjny na Kościół od wewnątrz a także na relacje Kościoła ze światem. Fascynujące wyzwanie…

Wbrew temu, co się mówi i pisze, nasz Episkopat tworzy grono ludzi precyzyjnie wybranych przez Stolicę Apostolską. Chodzi o to, aby było to grono reprezentatywne dla Kościoła w Polsce, a więc i różnych sposobów myślenia w nim obecnych.

Każdą decyzję biskupów poprzedza szczera, rzeczowa dyskusja, po czym dochodzi do głosowania. Konferencja Episkopatu pracuje w oparciu o zasadę kolegialności. Nie należy jej porównywać do rządu. Przewodniczący Episkopatu nie jest zwierzchnikiem zasiadających w niej biskupów. Kolegialność oznacza współdecydowanie. Nigdy, od kiedy jestem biskupem (ponad siedem lat), nie słyszałem tam żadnego „tupania” czy „gwizdania”. Od niedawna wprowadziliśmy system elektronicznego głosowania, który przypadł do gustu księżom biskupom. Pomaga to szybko i w sposób dyskretny wyrazić swoje zdanie.

KAI: Mówił Ksiądz Arcybiskup o odmiennej wrażliwości duszpasterskiej księży biskupów. Czy nie stwarza to problemów?

– A czy kiedykolwiek było inaczej? Różnorodność, czy nawet spór zawsze był obecny w Kościele. Ojcowie Kościoła wypracowali znakomitą formułę: „In necessariis unitas, in dubiis libertas, in omnibus caritas” – „W tym co konieczne jedność, w sprawach wątpliwych wolność, a we wszystkich miłość”.

Hans Urs von Balthasar – jeden z moich duchowych mistrzów – mówił, że „prawda jest symfoniczna”. Tworzy ją wiele głosów, a nawet dysharmonia może zostać wpisana w bardziej wyrafinowaną harmonię, podkreślając wyrazistość utworu.

KAI: W rozmowach z rządem przewijał się temat reformy finansów Kościoła. Czego konkretnie to dotyczy?

– Chodzi o pozwolenie obywatelom, aby mogli decydować o jeszcze jednym procencie ze swojego podatku, przeznaczanego – wzorem innych państw – na rzecz konkretnego Kościoła. Tak zrobiono np. Węgrzech. Obywatel decyduje o tym, gdzie idzie dwa procent jego podatku: jeden na działalność instytucji pożytku publicznego oraz drugi dla wskazanego przezeń Kościoła czy związku wyznaniowego. Gdyby strona rządowa zgodziła się na takie rozwiązanie, byłoby to korzystne tak dla Kościoła, jak i dla państwa. Gotowi jesteśmy do zastąpienia w ten sposób Funduszu Kościelnego, który jest przeżytkiem. Coroczne dotacje na rzecz Funduszu Kościelnego wzbudzają niepotrzebne emocje. Tym bardziej, że nikt sobie już nie uświadamia, że są one formą rekompensaty za dobra zabrane Kościołowi na podstawie komunistycznego ustawodawstwa, które obowiązuje po dziś dzień. Komisja Majątkową zwracała bowiem tylko to, co Kościół utracił z pogwałceniem ówczesnego prawa.

Jeśli uda nam się porozumieć co do wspomnianego dobrowolnego „drugiego procenta”, skorzystają na tym także inne wyznania, które zazwyczaj korzystają z rozwiązań wynegocjowanych przez Kościół katolicki.

KAI: Wspomniał Ksiądz o Komisji Majątkowej. Jak można ocenić jej działalność? Chyba żadna komisja regulacyjna w wolnej Polsce nie wyzwoliła tylu emocji?

– Były to emocje oparte na fałszywych przesłankach. Padło mnóstwo niesprawiedliwych oskarżeń. Szczytem manipulacji była informacja, że Kościół otrzymał od państwa 24 miliardy złotych. Potem się okazało, że nastąpiła pomyłka o cztery zera. Pamiętam artykuł w jednej z gazet, gdzie w oparciu o te rzekome 24 miliardy wyliczono, że od 1989 r. Kościół otrzymywał od państwa każdego dnia 3 mln zł.

Trzeba przypomnieć, że komuniści uderzyli w ważną stronę działalności Kościoła – która bardzo im przeszkadzała – w działalność edukacyjną i charytatywną. Aktywność Kościoła chcieli ograniczyć do przysłowiowej zakrystii. Działalność społeczna, charytatywna czy edukacyjna Kościoła była im „solą w oku”. Dlatego uderzyli w nią odbierając materialne podstawy jej funkcjonowania. W wolnej Polsce, dzięki regulacjom Komisji Majątkowej, wiele instytucji kościelnych mogło powrócić do wcześniejszej działalności społecznej. Ta praca cieszy się w całym świecie wielkim uznaniem.

KAI: Janusz Palikot proponuje dziś opodatkowanie Kościoła. Co Ksiądz Arcybiskup na to?

– Był to jeden z chwytów wyborczych nie mających żadnego odniesienia do rzeczywistości. Kościół przecież płaci podatki. Jeśli księża są zatrudnieni na umowę o pracę, np. kiedy uczą religii, płacą podatki jak wszyscy. A jeśli pracują w parafii, to do urzędu skarbowego odprowadzają zryczałtowany podatek dochodowy obliczany w zależności od liczby mieszkańców, od przysłowiowej liczby „dusz”. Podatek ten płacą nawet wtedy, gdy te „dusze” nie praktykują czy nawet deklarują się jako niewierzący.

Natomiast działalność gospodarcza kościelnych osób prawnych jest opodatkowana wedle ogólnych zasad, tak jak innych instytucji. Działalność statutowa organizacji katolickich traktowana jest tak samo jak innych organizacji pozarządowych. Niestety nie przebija się to do świadomości społecznej i wciąż jest mowa o „przywilejach” dla Kościoła.

KAI: Za dziesięć dni Ksiądz Arcybiskup odbędzie ingres do katedry lubelskiej. Co zawdzięcza Ksiądz swemu poprzednikowi na stolicy lubelskiej, abp. Józefowi Życińskiemu. Wasze drogi nieraz się krzyżowały.

– Nigdy nie myślałem, że będę jego następcą. Był starszy ode mnie zaledwie kilka lat. Wydawało się, że będzie służył Kościołowi jeszcze długo. Niezbadane są ścieżki Bożej Opatrzności.

Kiedy bp Życiński przed 21 laty przybył do Tarnowa z pierwszą wizytą, jeszcze przed konsekracją, od razu rzucił myśl o założeniu wydawnictwa diecezjalnego i już wtedy padło moje nazwisko w tym kontekście. W Tarnowie przez siedem lat współpracowaliśmy bardzo intensywnie, byłem m.in. przez pewien czas jego rzecznikiem, towarzyszyłem mu w podróżach zagranicznych. Po jego odejściu do Lublina te więzi się naturalnym biegiem rzeczy nieco się rozluźniły, ale przy każdym spotkaniu doświadczałem jego przyjaznej życzliwości.

W dokumencie Stolicy Apostolskiej: „Apostolorum succesores” napisano, że każdy biskup powinien zarówno kontynuować dzieło poprzednika, jak i szukać nowych rozwiązań dla nowych wyzwań. Styl realizacji Ewangelii przez abp. Życińskiego („styl” to jedno z jego ulubionych słów) był niepowtarzalny. Tego się nie da naśladować. Zresztą naśladować mamy naszego Mistrza i Pana, Jezusa Chrystusa, każdy stosownie do miary otrzymanych darów. Ale piękne człowieczeństwo abp. Życińskiego, odkrywanie Boga w codzienności, miłość do Kościoła i do Ojca Świętego, szukanie dobra w każdym człowieku, bezkompromisowa obrona zasadniczych wartości – to bardzo bogate źródła inspiracji.

Różaniec

Miesiąc październik jest poświęcony jest w Kościele modlitwie  różańcowej. Zapraszamy wszystkich na różaniec codziennie pół godziny przed Mszą św. wieczorną: od poniedziałku do soboty o 17.30, w niedzielę o 16.30. We wtorek i czwaratek różaniec prowadzi młodzież. W piątek o 16.30 różaniec dla dzieci.

Od początku chrześcijaństwa wielu wiernych bardzo poważnie traktowało słowa św. Pawła: «Nieustannie się módlcie» (1 Tes 5,17). Odpowiedzią na to wezwanie, szczególnie w środowiskach pustelniczych i zakonnych, były modlitwy powtarzalne, czyli krótkie zwarte formuły wielokrotnie powtarzane, które skupiały myśli, a serca wznosiły ku Bogu. Znane są np. świadectwa o pustelniku Pawle z Teb (III w.), który starał się odmawiać każdego dnia trzysta razy «Ojcze nasz». Do liczenia modlitw używał trzystu kamyków, które kładł sobie na kolana i stopniowo zrzucał. Około XV w. odmawianie różańca połączono z rozważaniem życia Jezusa i Maryi. Wyodrębniono 15 istotnych momentów z ich życia i powiązano je z dziesiątkami «Zdrowaś Maryjo». Tajemnice podzielono na trzy części: radosne, bolesne i chwalebne. W ten sposób w ciągu kilku czy kilkunastu wieków ukształtowała się taka postać różańca, jaką znamy dzisiaj. Jan Paweł II. W 2002 r. ogłosił on list apostolski O Różańcu Świętym, wprowadził nowe tajemnice, które nazwał tajemnicami światła. Obejmują one najważniejsze wydarzenia z okresu publicznej działalności Jezusa, począwszy od chrztu w Jordanie aż do ustanowienia Eucharystii.

Pod koniec XIX wieku papież Leon XIII pisał, że różaniec uczy mądrego przeżywania swojej codzienności (cz.I), swoich cierpień (cz.II) oraz nastawia na życie przyszłe (cz.III). Jan Paweł II stwierdził, że pozwala on pojąć prawdę o człowieku. Różaniec naprawdę 'pulsuje życiem ludzkim’, by zharmonizować je z rytmem życia Bożego – napisał papież. Zatrzymując się w tej modlitwie nad tajemnicą Chrystusa, możemy jakby w zwierciadle Chrystusa i Jego świętego człowieczeństwa zobaczyć, rozpoznać i zrozumieć siebie i swoje życie.